niedziela, 15 listopada 2015

Przenosiny

Uwaga, uwaga!

Wiem, że nie było mnie dosyć długo, przez parę miesięcy. Piszę tutaj po tej długiej przerwie, ponieważ mam dla Was ważną i dosyć informację, mianowicie - przenoszę się na Wattpada. Trener i Drugie Wcielenie będą tam kontynuowane, jednak zabrałam się za dwa inne opowiadania.
Za wszelkie utrudnienia przepraszam, lecz po prostu uznałam, że Wattpad jest wygodniejszy w obsłudze. Wszystkich chętnych zapraszam tu: <klik>, jest to moje konto, znajdziecie tam prace przeze mnie pisane.
Do usłyszenia!

niedziela, 12 lipca 2015

Uznany za zmarłego - Prolog

Witam! :D
Moi Drodzy, oto przedstawiam wam opowiadanie SasuNaru :3 Słowem wstępu wszystko dzieje się po Wielkiej Czwartej Wojnie Shinobi, Sasek wyjeżdża z wioski i takie tam. Nie dzieje się nic z Naruto Gaiden, więc Sasuke nie ma jeszcze dziecka (a przynajmniej o tym nie wie), jest "wolny" :v. Dlatego zapraszam do komentowania i czytania. c:
(Jeśli nie interesuje Cię opowiadanie z tym paringiem/o takiej tematyce, zjedź na sam dół, bo pod koniec zawarłam parę ważnych informacji)
---------------------------------------------
   - Witaj, Orochimaru.
   Brązowowłosy mężczyzna o jaskrawożółtych oczach w stroju shinobi siedzący przy barze zerknął na chłopaka, który stał przed nim z poważną miną. Kiwnął mu na drzwi wyjściowe, po czym pożegnał się z towarzyszami tłumacząc się późną godziną. Chwilę później byli już na zewnątrz. Szatyn przekręcił głowę mierząc chłopaka wzrokiem, po czym złapał się za nos i jednym ruchem ściągnął sobie twarz, ukazując bladą skórę i fioletowe cienie pod oczami. Spalił powłokę w ręku wymawiając jakieś nieznane słowa, po czym uśmiechnął się.
   - No proszę, proszę. Uchiha Sasuke we własnej osobie. Co cię sprowadza do mojej skromnej osoby? - ukłonił się teatralnie, przykładając prawą rękę do piersi, a lewą wyrzucając w bok. Uchiha prychnął tylko.
   - Nie spytasz się, jak cię odnalazłem? - zapytał takim tonem, jakby oczekiwał od mężczyzny pochwały. 
   - Nie ma takiej potrzeby, i tak byś mi nie powiedział. Nawet jeśli, to uważam, że twoje umiejętności są wielkie i że potrafiłbyś mnie znaleźć. - przyznał. Sasuke uniósł kącik ust w nikłym uśmiechu. - A wracając do tematu, jaki jest powód twojego przybycia tutaj?
   - Musisz coś dla mnie zrobić. - Oznajmił oschle Uchiha. Na jego twarzy malowało się coś na kształt powagi i... prawie niewidocznego uśmiechu.
***
   Otworzyłem gwałtownie oczy oddychając głęboko. Rozejrzałem się wokół siebie, ale Sasuke już zniknął. Tak samo jak Orochimaru i Kabuto. Znów byłem w swoim mieszkaniu, znów mając ten sen. Podniosłem się do siadu i przetarłem ręką zmęczoną twarz. Przez te cholerne wizje - bo sny to na pewno nie były, jestem tego pewien - zawalałem prawie każdą noc bojąc się, że znów będę to śnić i... rozpłaczę się jak małe dziecko. Bo straszliwie mi go brakowało. Brakowało mi jego docinek. Brakowało mi jego oschłości. Brakowało mi jego głosu. Brakowało mi tej pogardy w jego czarnych, głębokich oczach. Brakowało mi go całego.
   Wiedziałem, że i tak już nie zasnę, więc postanowiłem się ubrać i przejść, żeby odetchnąć świeżym powietrzem. Nasunęła mi się myśl, żeby pójść do Ichiraku Ramen, ale przecież o tej godzinie jest zamknięte. Jednak nagle mnie olśniło i puściłem się biegiem. Już po kilku minutach byłem tam, gdzie chciałem dotrzeć. To było bezsensowne i głupie, ale przybyłem do dzielnicy Uchihy. Szczerze mówiąc, sam nie wiedziałem, po co tu przybiegłem. Chyba dlatego, żeby trochę... powspominać. Byłem tu tylko kilka razy w życiu, ale wszystko mi o nim przypominało. Minąłem jego dawny dom. Oczami wyobraźni widziałem, jak kiedyś poprosił mnie o pomoc w przeprowadzce. Proszący Uchiha, to był dopiero widok! Oczywiście pomogłem mu, po drodze się przy okazji z niego naśmiewając. Nie miał zbyt wielu rzeczy osobistych, zaledwie jeden karton. Pamiętam jak narzekał, że nie chce tam mieszkać, bo będzie tam sam. A ja, niewiele myśląc, zaproponowałem mu mieszkanie u siebie. Oczywiście odmówił, ale po chwili ciszy, jakby się wahał. Przypomniałem sobie to wszystko, a potem poczułem, jak w oczach zbierają się łzy.
   Dalsze chodzenie po kompleksie nie miało sensu, bo dla mnie nie było tam już nic wartego obejrzenia. Z rękami w kieszeniach skierowałem się w stronę mojego domu. Tam wskoczyłem na dach i tam postanowiłem przeczekać noc patrząc, jak księżyc zachodzi, a wstaje słońce. Może nie było to zbyt pasjonujące zajęcie, ale nie miałem lepszego pomysłu. Takim sposobem już za kilka godzin zastał mnie dzień.
   Było około siódmej, kiedy oczy zaczęły mi się zamykać, więc wróciłem do łóżka i znów się położyłem. Mogłem tak zrobić od razu, ale nieee, musiałem nostalgicznie wzdychać do księżyca. No jasne. Kołdra powitała mnie z radością i już za chwilę smacznie chrapałem w poduszkę, Wtedy ze snu wyrwało mnie pukanie. Mruknąłem coś niezrozumiałego, po czym odwróciłem się twarzą do ściany. Nagle z moich rąk zniknęła kołdra, a ja zaskoczony podniosłem się. Pierwsze, co zobaczyłem to była para brązowych, ogromnych oczu, wpatrujących się we mnie z zaciekawieniem. Odskoczyłem od niego jak oparzony uderzając się tyłem głowy o ścianę za mną.
   - Auć! Do jasnej cholery, co to miało być, Konohamaru!? - krzyknąłem oburzony, jednak on nic sobie z tego nie robił tylko nadal głupkowato się uśmiechał.
   - Tak słodko spałeś, że nie miałem serca cię nie obudzić! - chłopak poklepał mnie po głowie, a ja odepchnąłem jego rękę. Pozwalał sobie na zdecydowanie za dużo, gnojek jeden.
   - Co ty tu tak w ogóle robisz, co? I skąd masz klucze? - zapytałem już spokojniejszym tonem. W jednej chwili na jego twarzy zapanowała powaga, jaką rzadko kiedy u niego widziałem.
   - Szósty cię wzywa, Braciszku Naruto. To coś związanego z Sasuke. - rzekł, po czym najzwyczajniej w świecie zniknął w kłębach dymu. Nawet nie byłem zainteresowany, kiedy nauczył się takiej sztuczki. Siedziałem tam jedynie wpatrzony w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał brązowowłosy w potężnym szoku. Jak to... Sasuke? On odszedł. To niemożliwe.
   Zerwałem się z miejsca i pobiegłem po jakieś ubrania. Dobrze, że noszę dres, bo za kilka minut biegłem gotowy w stronę siedziby Hokage. W Wiosce panowało jakieś dziwne poruszenie. Wszyscy szeptali sobie coś do uszu, najwyraźniej coś musiało się stać. Ale po co Kakashiemu moja interwencja, skoro w wypadku ataku na wioskę mogła wezwać Neji'ego. Po pierwsze był Jouninem, po drugie był o wiele bardziej zdyscyplinowany niż ja. Ale nie warto kłócić się z jego decyzją. Był bardzo nieustępliwy. Tak swoją drogą, to Sakura też taka była.
   Zapytacie, czemu o niej wspomniałem. Zobaczyłem ją, gdy była cała zapłakana i szła w przeciwnym kierunku niż do mojego. Odezwała się we mnie pewnego rodzaju troska i przystanąłem na chwilę zapytać, co się stało, czemu płacze. Równie dobrze mogła się rozryczeć z byle powodu, kiedyś tak było. Teraz się zmieniła. Niby ją kochałem, trochę tego uczucia nadal we mnie jest, ale dziś traktowałem Sakurę jak siostrę. Nic więcej.
    Gdy mnie zobaczyła, rozbeczała się jeszcze bardziej. Podszedłem do niej i przytuliłem ją, a ona zaczęła mi moczyć kołnierz. Poklepałem ją pokrzepiająco po plecach, ale to nic nie dało.
   - S-sakura, co się stało? - zapytałem z troską w głosie. W obliczu babskich łez byłem bezsilny, dlatego spanikowałem lekko, gdy ta rozbeczała się jeszcze bardziej. Z trudem spojrzała mi w oczy, gdzie kryło się zdziwienie i niezrozumienie, po czym odepchnęła mnie z ogromną siłą i uciekła. Stałem tam zdezorientowany, a paru ludzi przystanęło, żeby obejrzeć tą scenkę. Posłałem im nienawistne spojrzenie, a ci szybko się wycofali.
  Do dojścia do Hokage mój umysł zatruwała różowowłosa i jej dziwne zachowanie. Skoro szła w przeciwnym kierunku niż mój, to musiała wracać od Kakashiego. A skoro on wezwał mnie w sprawie Sasuke, to...
   Puściłem się sprintem, nie zważając na obelgi rzucane w moim kierunku przez potrąconych przeze mnie ludzi. Jeśli moja "dedukcja" okazała się słuszna, to albo Sasuke znów przeszedł na złą stronę mocy, albo coś mu się stało. Obstawiam to pierwsze, bo nikt nigdy nie wiedział, co draniowi kryje się pod tą jego czarną czupryną.
   Już miałem zapukać do jej biura, kiedy jacyś dwaj shinobi odepchnęli mnie lekko na bok, a sami weszli do pokoju. Normalnie bym tam wszedł nie zważając na innych, ale dzisiaj wolałem być grzecznym. Bo co, gdy Szósty przez moje głupie zachowanie karze mi iść do domu i nic mi nie powie o Sasuke?
   Kiedy moja cierpliwość już prawie się skończyła, tamci dwaj nareszcie wyszli. Przeprosili mnie za tamto popchnięcie i zapewnili, że to się nigdy nie powtórzy, po czym zniknęli, a ja nareszcie miałem okazję wejść do biura.
   Przestraszyłem się wyrazu twarzy Kakashiego. Było to połączenie smutku, powagi, troski i współczucia. Dopiero potem zwróciłem uwagę na nieduży stół, nakryty płachtą. Jedyne, co z pod tej płachty wystawało, były... czarne włosy. Odrzucałem od siebie tę myśl, ale ona nadal wracała. Ja... nie chciałem w to wierzyć.
   - Naruto... - Kakashi zaczął z politowaniem. Pokręciłem tylko głową.
   - Sensei, powiedz mi po prostu o co chodzi.
   Mężczyzna wstał, obszedł biurko i stanął przy metalowym stole. Jednym ruchem ściągnął płachtę.
   Moje serce pękło na milion kawałków. Nie mogłem oddychać.
   - T-to jest jakiś żart, prawda? Jest bardzo śmieszny, ale nie mam teraz ochoty na żarty - jak na potwierdzenie moich słów zaśmiałem się histerycznie.
   - Bardzo mi przykro, Naruto, ale to nie jest żart. Sasuke nie żyje.
-----------------------------------------
Tak, wiem, to nie Trener, ani tym bardziej Drugie Wcielenie, ale już się tłumaczę. Otóż zaczęłam pisać następne rozdziały obu opowiadań, ale ich nie skończyłam. Trochę potrzymam was w niepewności czy Naoki pocałuje Yosuke, czy nie. Ale nie o tym mowa. No więc to opowiadanie ma już dwa rozdziały, które trzeba tylko dodać. Poza tym razem z pewną osobą pracujemy nad rpg, które mamy zamiar wrzucić na bloga, oczywiście kiedy skończymy, a to trochę potrwa. Wracając do tematu, dostajecie opowiadanie SasuNaru, zamiast tamtych. Aktualnie jestem też na obozie, więc będę miała mniej czasu ba pisanie bloga czy wrzucanie rozdziałów, bo o internet tu trudno. Dlatego zrobię sobie małą przerwę, a wracam za miesiąc. Oczywiście w miarę możliwości spróbuję coś dodać, ale nie obiecuję. Tak więc na koniec życzę wam jeszcze udanych wakacji! ^^

piątek, 26 czerwca 2015

Trener - Rozdział XVI

   Jestem głupi. Jestem bardzo, kurwa, głupi.
   Będąc pod domem Yosuke zorientowałem się, że on poszedł do szkoły, a ja nie, bo jestem pierdolonym leniem i sobie odpuściłem. No to teraz będę płacić za swoją głupotę i poczekam na niego jakieś... Tak. Cztery godziny. Beznadzieja. No, ale czego nie robi się dla przyjaciół, prawda?
***
   - N-Naoki? Co ty tu robisz?
   Te cztery godziny wcześniej, kiedy blondyna nie było, nie chciałem wracać od razu do domu. Wtedy musiałbym skonfrontować się z Shiro, który najprawdopodobniej oczekiwałby wyjaśnień dlaczego go tam zostawiłem. Teraz pewnie się o mnie martwił, ale równie dobrze mógł pójść do swojego domu... Który swoją drogą jest obok, więc jednak został u mnie. Może chciał mi dać sobie to wszystko przemyśleć. Bo wątpię, że wiedział, o co dokładnie mi w tamtej chwili chodziło.
   Dlatego usiadłem sobie pod ścianą i czekałem, aż blondyn wróci. A teraz nad sobą widziałem zaskoczoną i lekko przerażoną twarz blondyna. Pewnie bał się, że przyszedłem do niego tylko po to, by powiedzieć mu, że nie chcę go więcej widzieć. Ale równoznaczne z taką odpowiedzią byłoby unikanie go.
   - W-Wejdź, proszę. - chłopak podał mi rękę, a ja skorzystałem i wstałem. Czułem, jak dłonie mu się trzęsą. Naprawdę się denerwował, ale mogę zrozumieć, dlaczego. Aczkolwiek nie miałem miny, jakbym miał go zabić. Chyba. - Chcesz herbaty czy coś?
   Pokiwałem głową. Zaprowadził mnie do salonu, a sam poszedł do kuchni. Czekałem jakieś dziesięć minut, aż w końcu chłopak podszedł do mnie i podał kubek. Między nami panowała bardzo napięta atmosfera. On uporczywie unikał patrzenia mi w oczy.
   - Yosuke... - zacząłem, ale blondyn mi przerwał.
   - Po prostu zrób to szybko. - potrząsnął głową i zamknął oczy.
   - C-co? - zapytałem zdezorientowany. Czyli... naprawdę myślał, że chcę urwać z nim kontakt?
   - Bo ty... nie chcesz mnie już znać, prawda? - głos mu zadrżał, słyszałem w nim lekką panikę.
   - Nie... Skąd ci to w ogóle do głowy przyszło?
   - Po prostu ja się bałem, że ty mnie odrzucisz i... - zaszlochał. Rzeczywiście to przeżywał. A ja, odruchowo, chciałem go przytulić. Rany, teraz każdego chcę przytulać.
   - Hej, to nie tak. Nie dałeś mi wtedy nawet czasu na odpowiedź, tylko wybiegłeś! Chciałem cię zatrzymać, ale...
   - Ale...? - uniósł brwi. Rany, ten też oczekuje odpowiedzi, chociaż to ja powinienem je dostać. No ale cóż, niech będzie.
   - Ale byłem zbyt zszokowany, żeby nawet zareagować! - wykrzyknąłem. - Wiesz, nie na co dzień dowiadujesz się, że twój najlepszy przyjaciel cię kocha! Dlaczego to zrobiłeś? - ostatnie zdanie wyszeptałem.
   - Wytłumaczyłem ci to wtedy. Nie miałem zamiaru siedzieć i czekać, aż ty i Shiro wyznacie sobie miłość! Wyobraź sobie, jak to musiało wyglądać. Widzisz typa na basenie, dwa dni później gracie w jakieś różne dziwne miłosne podchody, teraz siedzi u ciebie w domu i...
   - Skąd wiesz, że siedzi u mnie w domu? - przerwałem mu.
   - Mam swoje sposoby - warknął. - Jak miałem nie zareagować! Gdyby jeszcze cię skrzywdził... Znam go dłużej niż ty i wiedz, że on robi jakieś szemrane interesy. Nie ufam mu. - urwał, po czym spojrzał na mnie z bólem w oczach. - Ja po prostu się o ciebie martwię, Naoki...
   Nie odpowiedziałem. Nie wiedziałem co mam mu teraz powiedzieć, chociaż miałem na przemyślenie tego cztery godziny i trochę. Brawo, Naoki.
   - Więc... Co teraz z tym zrobimy? - zapytał niepewnie po kilku minutach ciszy. - Nie oczekuję od ciebie, żebyś mnie od razu pokochał, ale... - powiedział to, naciskając na słowa od razu. Wystraszyłem się. Tak jakby chciał mnie zmusić do... Nie, nie zrobi tego.
   - Yosuke, proszę, dopiero poukładałem sobie uczucia. Nie chcę znów mieć jakichkolwiek przeszkód w życiu. - pokręciłem głową.
   - Moja miłość do ciebie nie jest żadną przeszkodą. To po prostu... urozmaicenie.
   - Ładnie powiedziane, ale to tak nie działa. Nie można kochać w ten sposób dwóch osób.
   - Można.
   - A ty niby skąd wiesz?
   - Nieważne. Po prostu wiem, że tak się da.
   - Yosuke. Ja cię kocham. - jęknąłem. - Ale jak brata. I nic więcej.
   - Czyli co? Zostajemy przyjaciółmi? - uśmiechnął się zrezygnowany.
   - Na to wychodzi. Przykro mi.
   - Nie, spoko. To mi starczy.
   Bałem się, że powie jeszcze na razie. Tego bym nie zniósł.
   Resztę mojego pobytu tam spędziliśmy na zwykłym gadaniu. Yosuke zmusił mnie, żebym wziął od niego notatki z dzisiejszych lekcji. Chcąc nie chcąc musiałem. Jego dar przekonywania jest przydatny, ale tylko w momentach, kiedy nie używa tego na tobie. Wtedy jest wkurwiające. Wiesz, że możesz się postawić, ale tego nie chcesz. Ech, jak żyć.
   Po kilku godzinach, z reklamówką wypełnioną różnymi papierami, postanowiłem pójść do domu. Miałem nadzieję, że Shiro już sobie poszedł, ale mieszkał obok blondyna. Więc może lepiej, żeby u mnie został. Ale wtedy będzie chciał wyjaśnień. I co ja mu powiem, że "Wyszedłem, zostawiając cię samego tylko po to, żeby pogodzić się z Yosuke"? Chociaż, to brzmi logicznie. Nieważne.
   Miałem już otwierać drzwi, kiedy Yosuke złapał mnie za rękę. Odwróciłem się do niego zdziwiony.
   - Co jest?
   - Pocałuj mnie. - powiedział hardo.
   Zatkało mnie.
   - S-słucham!?
   - Pocałuj mnie - powtórzył. - Udowodnij mi, że chcesz być moim przyjacielem. Przez pocałunek. - zbliżył się na niebezpieczną odległość, a ja przełknąłem ślinę. Miałem coraz mniej czasu na podjęcie decyzji, zbliżał się coraz bardziej. Blondyn jest dla mnie jak brat, nikt więcej. Dobrze o tym wie, więc czemu prosi o takie rzeczy?! Ale jeśli tego nie zrobię, tym razem to on może się ode mnie odwrócić. A nie chciałem go stracić.
   Co ja mam, kurwa, teraz zrobić?

wtorek, 16 czerwca 2015

Trener - Rozdział XV

   Wyszliśmy razem z wanny. Chłopak chciał mnie wytrzeć, a na twarzy miał uśmiech iście pedofilski. Zaśmiałem się z niego wytykając palcem, a ten warknął i rzucił się na mnie z ręcznikiem. Pisnąłem jak mała dziewczynka i bezmyślnie rzuciłem się do ucieczki, jednak - jak już wcześniej wspominałem - szatyn był kurewsko szybki. Złapał mnie w pasie i pociągnął mnie za sobą na łóżko.
   Odniosłem dziwne i bardzo prawdopodobne wrażenie, że zachowujemy się jak para nowożeńców. Niektórych mogłoby to przyprawić o cukrzycę, ale... mi to pasowało. Podobała mi się ta chwilowa sielanka w naszych życiach. Chwilowa, bo... bo będę musiał rozwiązać sprawę z Yosuke.
   Nie wiem nawet, czy wpuści mnie do swojego domu. Czy w ogóle go tam zastanę. Co, jeśli blondyn nie chce mnie widzieć? Co, jeśli odwidziało mu się coś i teraz mnie nienawidzi? Nie, to do niego nie pasuje, tak zmieniać zdanie. Ale ostatnio zachowywał się coraz dziwniej...  I boję się, że kombinuje coś, co może nie wyjść mu na zdrowie. Martwię się o niego. W końcu to mój przyjaciel... chyba. Bo dopiero teraz dowiaduję się o tym, że mnie kocha, a znam go dobre paręnaście lat. Więc można powiedzieć, że coś przede mną ukrywa. I teraz pozostaje pytanie -  co? I tak właściwie - czemu? Chociaż to dwa pytania. Cholera, jestem coraz głupszy.
   Shiro cały czas trzymał mnie za biodra, nie pozwalając się wydostać. Na chwilę się wyłączyłem, ale kiedy musnął palcami mój czuły punkt, zadrżałem i wyrwałem się z jego objęć. I stojąc tak na środku sypialni zdałem sobie sprawę, że obaj jesteśmy nadzy. Całkowicie. Powoli obróciłem głowę w kierunku chłopaka, a ten leżał w wyzywającej pozie, na twarzy mając łobuzerski uśmiech. Zlustrowałem jego idealny tors, wyrzeźbione łydki i uda omijając jedno kluczowe miejsce, aż zerknąłem mu w oczy, w których czaiła się niemała ciekawość, a ja oczywiście zrobiłem się czerwony jak burak. Usłyszałem jeszcze, jak szatyn parsknął śmiechem i czym prędzej pobiegłem po coś do ubrania, by nie świecić gołym tyłkiem na cały dom. Chociaż... to mój dom. I mogę robić w nim co tylko zechcę. Nawet ruchać się z facetami.
***
   - Chcesz coś do jedzenia? - zapytałem szatyna, idąc do kuchni.
   - Hmm... Naleśniiki! - wykrzyknął wesoło. Jak dziecko. 
   - Naleśniki, mówisz? Nie umiem - rzuciłem i zajrzałem do lodówki. Mogłem usłyszeć, jak wciąga powietrze do płuc.
   - Jak to nie potrafisz robić naleśników?! - oburzył się. - Co z ciebie, kurde, za żona!
   Zatkało mnie. Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć.
   - Skoro jestem żoną, to ty jesteś mężem. - stwierdziłem. - Więc wyręcz swoją żonkę, bo żonka jest zmęczona - uśmiechnąłem się złośliwie, a on zrobił to samo.
   - Moja żona nie może być zmęczona. Poza tym, miejsce kobiety jest w kuchni, więc won do garów! - zawył i wyrzucił rękę w powietrze. 
   - To było niemiłe. - jęknąłem teatralnie, układając usta w podkówkę.
   - No wiesz, to tylko szczera prawda. Bo to ty jesteś kobietą w tym związku. - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
   - że co proszę?! A niby z jakiego powodu?!
   - Ech, czy ty nigdy nie czytałeś gejowskich mang? - westchnął, a ja przekręciłem lekko głowę i zmarszczyłem brwi. - No bo tam jest uke i seme, tak? No więc seme to osoba, która wkłada, a uke jest... uke. Czyli poddaje się woli seme. Rozumiesz?
   - Rozumiem, kurwa! Ale ja nie jestem uke! To, że włożyłeś mi jeden raz, nie znaczy, że sobie tego nie odbiję! - warknąłem.
   - A masz zamiar to sobie odbić? - uśmiechnął się przebiegle, będąc coraz bliżej mnie. 
   - A żebyś wiedział. I wtedy nie będziesz mógł nawet się wysrać.
   Mierzyliśmy się przez chwilę wzrokiem, po czym Shiro wybuchnął śmiechem i zgiął się w pół, trzymając bolący brzuch. Machnąłem na niego ręką i zajrzałem do lodówki. I aż mnie oślepiło. W środku bowiem było wszystko, od arbuzów, przez szpinaki, po mrożone lasagne w zamrażarce. A samo urządzenie nie było nawet 1/3 szafy w mojej sypialni. Magia, kurwa.
   - Naoki! - zawołał szatyn po kilku minutach. Leżał na kanapie, leniwie przerzucając kanały w telewizorze.
   - Czego? Zajęty jestem - warknąłem, próbując odkleić czarnego naleśnika od patelni. Naprawę jestem aż tak marnym kucharzem?
   - Co ty na to, żebym kupił ci zegarek?
   - Słucham? Po chuj mi zegarek?
   - No... żeby godzinę sprawdzać? Czy to nie oczywiste? - zapytał zjadliwie.
   - Nie o to mi, kurde, chodzi. Czemu wpadłeś na ten idiotyczny pomysł?
   - No bo w telewizji jest, że jak teraz zamówię zegarek, to drugi dostanę gratis! Więc obaj na tym skorzystamy.
   No po prostu, kurwa, idiota.
   - Ale... ty serio tak uważasz? - spytałem, zagryzając wargę i starając się nie śmiać.
   - No a czemu nie?
   I wtedy zorientowałem się, o czym mówi. O zegarku. O jebanym zegarku.
   Zerwałem się z miejsca i wbiegłem po schodach kierując się do sypialni. Szatyn obejrzał się tylko w moją stronę, patrząc ze zdziwieniem. W pokoju uklęknąłem przy szafkach, wyrzucając z nich wszystko, co tylko wpadło mi w ręce. Ten pieprzony... On musi gdzieś tu być... Kurwa. Skoro nie ma go tu, to gdzie? Bo zgubić nie mogłem....
   W moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Sam nie wiem czemu. Może dlatego, że to było coś, co mogło mi przypomnieć blondyna, gdy ten mnie znienawidzi? Bardzo prawdopodobne. Nagle ciepłe ramiona objęły mnie w pasie, a na szyi poczułem gorący oddech. Odetchnąłem głęboko i wciągnąłem w nozdrza zapach szatyna. Pachniał bzem i agrestem. Ciekawe połączenie. Cierpkość agrestu i słodycz bzu idealnie do niego pasowała.
   Jednak nagle, bez udziału mojej woli wstałem i wyszedłem z domu, zostawiając zdezorientowanego Shiro samego.
   A już za chwilę byłem pod domem Yosuke.

piątek, 12 czerwca 2015

Drugie Wcielenie - Rozdział V

  Witam.
   Ten rozdział jest po to, żebyście mieli co robić w piątek, Wy no-life'y.
   A teraz czytajo.
   A, no i wbiło mi 2000 wyświetleń. Jestem z siebie Was dumna, dziękuję za to, że jeszcze to czytacie i nie zniechęciła Was moja i tak nikła umiejętność składnego pisania.
-----------------------------------------
   - Bo widzisz... Ja i ty, to znaczy ja i Motoki, poznaliśmy się jeszcze w przedszkolu. Nie pamiętam tego dokładnie, ale two... Motokiego mama opowiadała mi, że nasze spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych. Przejechał mi nożyczkami po nodze, do krwi, i teraz mam bliznę. - przerwał, podwinął nogawkę spodni i oczom Seiryo ukazała się pokaźnej długości i wielkości szrama. - Z tamtego momentu pamiętam tylko ogromny ból, a potem chyba zemdlałem. W szpitalu, gdy zaszyli mi ranę, Motoki był przy moim łóżku razem ze swoimi rodzicami i przepraszał mnie. Oczywiście nie zrobił tego z własnej woli, tylko mama mu kazała. Po tym wszystkim dokuczaliśmy sobie jak nigdy. Nie było już tak źle, ale w ogóle nie wiedziałem, co mógł do mnie mieć. Dopiero potem okazało się, że robił to wszystko, bo miałem czerwone włosy, ogarniesz? Że jest zazdrosny, że on też chciałby takie mieć i tak dalej. - zaśmiał się na te wspomnienia. Brunet obserwował go z niemałym zaciekawieniem, bo chłopak opowiadał o Motokim tak, jakby był jego całym życiem. - Wtedy, gdy poznałem powód, dla którego mnie nie lubi, spróbowałem się z nim zaprzyjaźnić. Co z tego, że rozorał mi nogę, ale staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Poszliśmy razem do podstawówki, aż w drugiej klasie on... on... - w jego oczach zebrały się łzy, a brunet odruchowo go przytulił. To słowo nie potrafiło mu przejść przez gardło. - Zabili go. Tylko to wiem. Tylko to powiedziała mi jego matka. Jego ojca też. Z tego co wiem, mieli zabić tylko jego ojca. A Motoki im się tak.. nawinął na celownik - zaśmiał się histerycznie, a potem zaczął płakać. Seiryo spanikował, bo nawet nie wiedział, jak ma go pocieszyć. Głaskał go nerwowo po głowie, powtarzając typowe słowa w takiej sytuacji, czyli "Wszystko będzie dobrze" i "Nie martw się".
   - Hej, Rin, teraz masz mnie. Wyglądam jak on, prawda? -  palnął nagle, a czerwonowłosy zaniósł się szlochem. To chyba nie był najlepszy pomysł, tylko pogorszyłem sprawę. Brawo, panie-który-nie-umie-pocieszać. Jesteś genialny - przemknęło mu przez myśl. Nagle chłopak przestał płakać i uśmiechnął się promiennie do bruneta. Który swoją drogą był nieźle zdziwiony jego wahaniami nastroju.
   - Ale, tak szczerze mówiąc, to masz rację. Teraz mam ciebie - przyznał. Seiryo ulżyło, że już jest spokojny, ale jednocześnie wiedział, że Rinkashi robi to tylko dlatego, że brunet wygląda jak tamten chłopak. - Zostań ze mną na noc, dobrze? - poprosił.
   - Ech... Daj mi pięć minut. - westchnął, po czym ściągnął chłopaka ze swoich kolan i posadził go na kanapie. Czerwonowłosy wyszczerzył zęby w uśmiechu. Seiryo wyciągnął telefon z tylnej kieszeni i zadzwonił do swojej matki.
   Po kilku sygnałach kobieta odebrała. Zaraz po tym wrzasnęła tak, że brunet musiał odstawić głośnik od ucha, a Rinkashi zachichotał.
   - T-tak, przepraszam, mamo. Słuchaj, czy mógłbym zostać u znajomego na noc? Nie, nie znasz go. Ale ja go znam i zaręczam, że jest godny zaufania. Czemu go nie poznałaś? Bo... jakoś okazji nie było. Tak, kiedyś pewnie go poznasz. To znaczy na pewno. Em... Jutro rano podskoczę po książki do domu. Nie martw się, poradzę sobie. Tak, tak na pewno. Nie, nie musisz. Dobrze, mamo. Dobrze, do jutra. Tak, pamiętam. Dobrze, dobrze. Pa. - rozłączył się i odetchnął z ulgą, po czym rzucił się na kanapę. - Uch... kompletna masakra. - znów posadził sobie Rinkashiego na kolanach, a chłopak zmieszany jego bezpośredniością zrobił się czerwony jak burak. Brunet zaśmiał się i dał mu całusa w czoło, a policzki chłopaka zrobiły się jeszcze bardziej szkarłatne.
   - Nie rozumiem, czemu tak zmienia ci się usposobienie - zaśmiał się Seiryo. A potem dodał: - Kocham cię. - po prostu poczuł taką potrzebę. Czerwonowłosy wtulił się w jego koszulkę, a brunet zobaczył jego uszy, które zrobiły się jeszcze bardziej czerwone.
   - Gdzie masz łóżko? - zapytał, szepcząc mu do ucha. Otworzył szerzej oczy, a za chwilę je zacisnął.
   - K-korytarzem, drzwi po prawej. - odszepnął. Brunet złapał go za pośladki i wstał, idąc do pokoju. - C-co ty robisz?! - odruchowo objął go za szyję, a za chwilę poczuł szarpnięcie.
   - Trochę małe, ale pomieścimy się - mruknął i rzucił chłopaka na łóżko. Ten spanikował lekko nie wiedząc, jakie zamiary ma Seiryo, ale on tylko położył się obok czerwonowłosego. - Nie trząś się tak, przecież nic ci nie zrobię - zaśmiał się cicho.
   - D-dobrze. - potaknął głową i zamknął oczy. Pierwszy raz od wielu lat czuł takie... ciepło. Ciepło, które pozwalało mu się zrelaksować. A gdy ręka bruneta zaczęła głaskać go po głowie, Rinkashi zamruczał i przylgnął bardziej do gorącego ciała za nim. Teraz wstyd już odszedł, a na jego miejscu pojawiło się to uczucie. Znał je, przypominał je sobie, ale było jakby zamglone i takie niedostępne. Dlatego postanowił sobie przypomnieć.
   Seiryo miał ten sam dylemat. Nie znał nazwy dla tego, co czuł, ale to jeszcze nie była miłość, ale też nie przyjaźń. To po prostu było coś więcej. Lecz zdecydował zamienić to w miłość i walczyć o Rinkashiego. Bo wiedział, że nie pozwoli mu tak łatwo i szybko odejść.

wtorek, 2 czerwca 2015

Trener - Rozdział XIV

   Gdy się obudziłem, jego już nie było. Nie potrafiłem nawet wstać z łóżka czy po prostu usiąść - to drugie dlatego, że dupa bolała mnie niemiłosiernie. Nie zostawił nawet jebanej karteczki na poduszce. Żadnego znaku, że tu był. Po prostu, kurwa, nic.
   Przesadzam, wiem. Spotkam się z nim w szkole. Na treningu, na który dzisiaj przyjdzie. Mógłbym też pójść do Yosuke, żeby pod tym pretekstem go odwiedzić. Ale nie, nie zrobiłbym czegoś takiego. To by było totalne skurwysyństwo. A ja podobno skurwysynem nie jestem. 
   Leżałem na brzuchu, mając twarz w poduszce. Chciało mi się płakać, więc pomyślałem, że mam na to okazję. Byłem już temu bardzo bliski, kiedy nagle drzwi powoli zaczęły się otwierać, a we mnie zatliła się iskierka nadziei. Do pokoju wszedł Shiro, a ja odetchnąłem z ulgą, w sercu krzycząc z radości. Jednak mnie nie zostawił. Szczerze mówiąc, wczoraj przygotowywałem się na to, że rano mnie opuści i zostanę sam. Wtedy też wyolbrzymiałem. Ale on został. I to mnie najbardziej cieszyło.
   Chłopak miał na sobie spodnie, był bez koszulki, na na szyi miał zawieszony ręcznik. Jego włosy były rozpuszczone i lekko wilgotne. Gdy zobaczył, że mam otwarte oczy uśmiechnął się.
   - Wstałeś już? - podszedł i usiadł na skraju łóżka. Ręką poczochrał moje włosy.
   - Jak widać - burknąłem. Obróciłem się na plecy i spróbowałem usiąść, ale tą czynność uniemożliwił mi ostry ból w dolnych partiach ciała. Skrzywiłem się i dałem za wygraną. Pewnie siedzieć nie będę mógł przez co najmniej tydzień.
   Widząc moje zmagania Shiro chyba zlitował się nade mną, bo bez słowa wziął mnie na ręce.
   - C-co ty robisz?! - zawołałem zdezorientowany, odruchowo łapiąc się jego szyi.
   - Nie widać? Idziemy do łazienki. - odpowiedział hardo.
   - Ale po co? 
   - Trzeba cię umyć. - szepnął. Nagle zdałem sobie sprawę, że jego sperma i zaschnięta krew nadal we mnie była. Na moich policzkach pojawił się rumieniec gdy domyśliłem się, jak ma zamiar ją stamtąd wydostać.
   Wanna była już napełniona po brzegi, a przez pianę w ogóle nie było widać wody. Musiał to wszystko przygotować wcześniej, postarał się chłopak. Postawił mnie na posadzce, a sam zaczął ściągać spodnie i bokserki. Wskoczył do wody, po czym wygodnie się usadawiając wystawił rękę.
   - Wskakuj. - powiedział tylko, a ja ująłem jego dłoń i za chwilę siedziałem oparty plecami o jego tors. To było takie przyjemne uczucie. Jakbyśmy liczyli się tylko my, tylko tamta chwila. Mógłbym mieć takie kąpiele codziennie, jeśli tylko byłyby one z Shiro. Jego klatka piersiowa była bardzo miękka i przyjemna w dotyku, czego szczerze mówiąc, się nie spodziewałem. Myślałem raczej, że będzie twarda ze względu na mięśnie. Ciało szatyna było też delikatnie opalone, co nie kontrastowało z jego brązowymi włosami. Nie to co ja, z tą chorobliwie bladą skórą i czarnymi włosami. I nie, nie mam kompleksów.
    - Gotowy? - jego pytanie wyrwało mnie z zamyślenia. 
   - T-tak. - zacisnąłem powieki, gdy chłopak włożył we mnie palec i zaczął poruszać. Co najdziwniejsze, tym razem nie bolało tak bardzo. Co prawda miałem tam coś naderwanego, ale było tak źle. Spodziewałem się czegoś... innego. 
   - Wszystko w porządku? - zapytał z troską w głosie, a ja pokiwałem głową. Sprawiało mi to przyjemność, jakiej nie czułem wczoraj. A to były tylko palce. Zerknąłem na wodę, która między moimi nogami zabarwiła się lekko na czerwono. Aż poczułem, jak coś twardego uwiera mnie w plecy. Cholera jasna!
   - Shiro?
   - T-tak? - zapytał niepewnie. Chyba już wiedział, o co mi chodzi.
   - Czy właśnie ci stanął?
   - J-ja nie... Bo ty... Przepraszam. - mruknął tylko. A więc powstrzymywał się, chociaż mogłem to wywnioskować po jego wczorajszym zachowaniu. Zaśmiałem się.
   - T-to nie jest śmieszne, Naoki - mruknął.
   - Nie musisz przepraszać. Ale sam się tym zajmiesz, bo ja nie mam na nic siły i mnie dupa boli. - poskarżyłem się.
   - Hej, nie miej do mnie pretensji, to ty chciałeś, żebym cię wypieprzył. Poza tym pamiętasz, że nadal mamy iść do szkoły?
   - Nie niszcz takiej chwili, kurde. - mruknąłem i pogrążyliśmy się w ciszy. Szatyn smyrał mnie po ramionach, co było bardzo przyjemnym uczuciem
 Nagle do mojej głowy przyszła myśl, która nurtowała mnie od dłuższego czasu, a kompletnie o niej zapomniałem.
   - Shiro?
   - Hmm?
   - Czemu nazywasz się Mitsuo? 
   - Że co proszę?
   - No czemu podałeś moim rodzicom, że nazywasz się Kobayashi Mitsuo, skoro mi powiedziałeś, że nazywasz się Watanabe Shiro?
   - Nie przypominam sobie, żebym mówił ci coś takiego - stwierdził. No tak. To Yosuke mi o tym powiedział. Na basenie. I na imprezie. Teraz te wspomnienia wydają się takie odległe, jakby to wydarzyło się wieki temu, a tak naprawdę minęły trzy dni.
   - Nie zmieniaj tematu. Wytłumaczysz mi to? 
   - To... długa historia...
   - Mamy dużo czasu. - zauważyłem. Prawie usłyszałem jego jęk bezradności, po czym zaczął:
   - Po prostu... tak było bezpieczniej.
   - To tyle? Żadnej historii rodem ze szpiegowskich filmów? Nah, myślałem, że jesteś super tajnym agentem do zadań specjalnych, a tu dupa. To chociaż jakaś dramatyczna historia? Nic? - zapytałem z nadzieją. 
   - Nic. Przykro mi, że niszczę twoje dziecięce marzenia o gorącym romansie ze szpiegiem. Ale wtedy chyba jeszcze nie wiedziałeś, że jesteś gejem. - rzekł, powstrzymując się od śmiechu. Przewróciłem oczami.
   - Dobra, nie było tematu. Poleżmy tutaj jeszcze chwilę, jest tak przyjemnie. 
   - Okej.
   I znów pogrążyliśmy się w ciszy, którą przerywał tylko świergot ptaków za oknem. Dopiero w tamtej chwili zauważyłem, że tam jest w ogóle okno - wczoraj moje myśli były zajęte... czymś innym. Dzięki niemu w pomieszczeniu było bardzo jasno. Na dodatek łazienka wychodziła na wschód, więc codziennie mogłem mieć takie nieziemskie widoki. Bo to wyglądało naprawdę przepięknie.
   Nagle uderzyła mnie pewna myśl. Jak teraz będziemy się zachowywać? Parą nie jesteśmy, a przynajmniej tak mi się zdaje. Znowuż przyjaciółmi tym bardziej już nie będziemy. Jak mam to odbierać? Shiro nie powiedział mi jeszcze, że mnie kocha, więc nie mogę mieć pewności, że mnie nie zostawi, lecz jego dzisiejsza troska o mnie chyba mówi sama za siebie. Co nie zmienia faktu, że mógł tylko udawać, żeby mnie zaliczyć. Co jest oczywiście mało prawdopodobne, ale wszystko się może zdarzyć. Cóż, jeśli na serio ma mnie zostawić, to mam tylko nadzieję, że nie zrobi tego zbyt szybko. Bo naprawdę jest mi z nim dobrze.
   - Naoki... - szepnął mi do ucha, aż się wzdrygnąłem. Jego głos sprawiał, że mam dreszcze. - Możemy już wyjść? Jestem trochę głodny... - jego wargi powędrowały na moją szyję, a rękami jeździł po torsie. 
   - J-jasne, przygotuję nam coś. - podniosłem się na rękach, kiedy on przyciągnął mnie do siebie. 
   - Chodziło mi bardziej o ciebie... - no i już zrozumiałem. On jest niemożliwy. I znów ma chcicę. Nie lubię, jak ma chcicę. Taa, mogłem to powiedzieć wczoraj... nieważne. 
   - Shiro, mówiłem już, że dupa mnie boli, musisz sam się sobą zająć. - burknąłem. On odwrócił mnie tak, że teraz siedziałem twarzą do niego. Podniecił się, wkładając we mnie palce. Pięknie.
   - Jesteś okrutny - jęknął, a w oczach miał błaganie. - To chociaż ustami...? - zrobił minę zbitego psiaka, a mi zrobiło się cieplej na sercu. Westchnąłem.
   - Dobra. Ale ostrzegam, że nie jestem w tym zbyt dobry, pierwszy raz komuś obciągam. - usadowiłem się wygodnie między jego nogami, złapałem nabrzmiałe przyrodzenie chłopaka i dotknąłem go językiem. Nie było tak źle. Objąłem wargami główkę, a Shiro aż jęknął. Uśmiechnąłem się i spojrzałem na jego twarz. I aż mnie zamurowało, bo nie widziałem u niego takiego wyrazu nawet wczoraj, a wtedy chyba odczuwał dużą przyjemność. Policzki miał zaróżowione, usta lekko rozchylone, a w oczach czaiło się pożądanie. Faktycznie powstrzymywał się, żeby mnie nie skrzywdzić. To było urocze. Dlatego postanowiłem dać mu jak największą rozkosz, jaką tylko mogę mu dać. Tak mogłem się odpłacić za to, że nadal przy mnie jest. Ale gdzieś w najdalszych zakątkach mojej głowy pojawiło się jedno, z pozoru nieważne pytanie:
   Co mam robić w sprawie Yosuke?

piątek, 29 maja 2015

Trener - Rozdział XIII

   Skubany był szybki, trzeba było mu to przyznać. Gdy ja wystartowałem, on był już jakieś pół metra przede mną. Wyobrażałem sobie, jak po wyścigu uśmiecha się tryumfalnie i wytyka mnie palcami i mówi, że przegrałem, a on wygrał. Ostatnio coraz więcej osób mi to mówi, do cholery. Na przykład taka pewna blondynka, która... Dobra, nie. Nie mogę się jeszcze bardziej dołować, kurde. Muszę się skupić i go wyprzedzić, żeby nie miał okazji robić sobie ze mnie jaj. Tylko że jak mam się, kurwa, skupić, skoro wywija mi tym swoim seksownym tyłkiem przed nosem!
   Przez deszcz jego koszulka przemokła, opinając jego i tak już napięte mięśnie. Podziwiałem je z zachwytem. Już nawet mogę przegrać, byleby tylko cały czas mieć taki widok przed sobą. Jednak przez moją nieuwagę wyjebałem się do jakiegoś błota. No po prostu zajebiście! To było, kurwa, przepiękne, Naoki. Jesteś jebanym geniuszem.
   Szatyn zatrzymał się i odwrócił. Zmierzył mnie wzrokiem, najpierw zastanawiając się, jak ma zareagować, a potem po prostu wybuchł śmiechem. Zajebię go kiedyś!
   - Może byś mi tak, kurwa, pomógł, a nie rżysz z cudzego nieszczęścia! - warknąłem, próbując się podnieść, ale za każdym razem rozjeżdżały mi się nogi powodując, że byłem jeszcze bardziej usyfiony.
   - Ju-już, przepraszam - nadal się śmiał, otarł z oka łezkę rozbawienia i podszedł do mnie, łapiąc za moją wyciągniętą rękę. - Po prostu tak komicznie wyglądałeś... - zerknął na moją minę, po czym parsknął śmiechem.
   - Możesz mi już oszczędzić upokorzenia. Wracam do domu, muszę wziąć prysznic. - i nie czekając na jego ruch poszedłem w kierunku mojego domu. Chłopak dobiegł do mnie, nadal szczerząc się jak pojebany.
   - Oj, weź już się nie złość - zrobił oczy zbitego psiaka. - Było śmiesznie! - klepnął mnie po ramieniu. Westchnąłem, odwracając wzrok.
   - Może dla ciebie - mruknąłem. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Nadal padało, więc trochę błota zmyło się z mojego ciała, ale ubranie było całe ufajdane.
   Gdy weszliśmy do domu wspiąłem się po schodach na górę, do mojej sypialni.
   - Shiro, idź do mojego pokoju, zaraz przyniosę ci jakieś ręczniki. - skinął głową i za chwilę zniknął w pokoju. Podrapałem się po głowie i wszedłem do łazienki. Tam do mojego nosa dotarł zapach lawendy i jeszcze czegoś, zdaje mi się, że pomarańczy. Wziąłem pierwszy lepszy żel pod prysznic z półki, odkręciłem ciepłą wodę i za chwilę znalazłem się w środku kabiny. Jak się potem okazało, żel był cytrynowy. Zmyłem błoto z siebie i po chwili wyłączyłem wodę. Z szafki wygrzebałem jakiś ręcznik i obwinąłem go sobie w biodrach, po czym zacząłem szukać ubrań. Po kilku minutach poszukiwań mina mi zrzedła. W łazience nie miałem niczego, co mógłbym na siebie włożyć! Więc musiałem pójść do sypialni w samym ręczniku, z wilgotnymi włosami, gdzie siedział Shiro. To nie był najlepszy pomysł, ale nie miałem innej możliwości. Bo nie mogłem siedzieć całe wieki w łazience tylko dlatego, że Shiro może mnie poobmacywać! Chociaż... teraz sam tego chcę, więc może poobmacujemy się razem. Tylko to on ma zacząć, a ja będę zgrywać niewinną dziewicę, która... no dobra, nie ważne.
   Wierząc w siebie i takie tam wyszedłem z pomieszczenia i hardym krokiem udałem się do sypialni. Pociągnąłem za klamkę, przed wejściem odetchnąłem i wparowałem do pomieszczenia. Szatyna zastałem, gdy opierał się o parapet i wyglądał przez okno, patrząc się na deszcz. Gdy usłyszał otwieranie drzwi odwrócił się zaciekawiony. Widząc mnie uchylił lekko usta i przeskakiwał wzrokiem od moich nóg, przez biodra, a kończąc na twarzy. Jednak za chwilę zamknął oczy i zacisnął dłonie w pięści.
   - Wiesz, Naoki - zaczął spokojnym głosem. - Naprawdę się starałem. Uwierz mi, powstrzymywałem się przed dotknięciem ciebie. Widziałem, że nie masz na nic ochoty, i to chyba z powodu Yosuke. Ale teraz... - pokręcił głową. - Teraz to ty mnie prowokujesz. - spojrzał na mnie lubieżnie, po czym podszedł, oparł ręce na ścianie nad moją głową i z premedytacją wpił się w moje usta.
   Nie miałem zamiaru przerywać, czy nawet protestować. Objąłem go za szyję i rozwarłem usta, a on od razu wtargnął swoim językiem do mojego wnętrza. Jego pocałunek był natarczywy, namiętny i jednocześnie taki... delikatny. Każdy jego dotyk palił, każdy jego pojedynczy całus sprawiał, że wariowałem. Zjechał wargami na moją szyję, zasysając się na skórze i robiąc mi malinki, a jego palce muskały moje sutki. Naprawdę wariowałem. A to wszystko była jego wina. Złapałem go za kucyka i ściągnąłem frotkę. Wplotłem dłonie w jego włosy i przyciągnąłem do pocałunku. No i moje zgrywanie niewinnej dziewicy poszło się pier... jeb... aa, nie ważne, wiecie o co mi chodzi.
   Włożył mi kolano między nogi i docisnął.
   - A-aach... Shi-Shiro... - to było jedyne, co potrafiłem powiedzieć. Tak naprawdę to mogłem tylko jęczeć. Czułem, jak szatyn się uśmiechnął, po czym przyssał się do sutka, pocałował brzuch i zjechał na ręcznik. Uklęknął i przejechał ręką po moim kroczu.
   - Ktoś tu chyba bardzo oczekuje mojej uwagi, co?
   - Mhmm... aaach! - wygiąłem się w łuk, kiedy chłopak jednym ruchem ściągnął ze mnie ręcznik i mój penis zanurzył się w jego ustach. Jego gorących, mokrych ustach, które zassały się na główce.
   - Shi-shiro...! - wplotłem palce w jego włosy i nadałem jego poruszającej się głowie własne tempo. Ręką ścisnął lekko jądra, a ja otworzyłem usta w niemym krzyku. Doprowadzał mnie do szaleństwa.
   - Shiro... jaaa... już... mmnn...! - wyjęczałem, ale chłopak nic sobie z tego nie robił, tylko sprawił, że doszedłem. Wstał i pocałował mnie. Poczułem smak własnej spermy - trochę słonawy z nutką kwaskowatości. Odkleił mnie od ściany i popchnął lekko na łóżko, po czym usiadł mi na biodrach.
   - T-to nie fair, że ja jestem już nagi, a ty nadal w ubraniach - mruknąłem, próbując ściągnąć z niego nadal mokrą koszulkę. On tylko uniósł brwi z uśmiechem, po czym zdjął ją i zaczął ściągać spodnie. Przez napięte bokserki widziałem jego twardego penisa i aż mnie coś ścisnęło, żeby też go dotknąć. Chciałem usłyszeć u niego jęki rozkoszy. Chciałem, żeby też poczuł przyjemność. Wyciągnąłem rękę, by go dotknąć, ale zatrzymał mnie.
   - Nie trzeba - zapewnił. - Zrekompensuję sobie to.
   Zdjął bieliznę, po czym włożył palce do moich ust, z jednym poleceniem.
  - Ssij.
  Posłusznie zassałem się patrząc mu perwersyjnie w oczy, a za chwilę przyłożył jeden palec do mojego wejścia i zaczął je masować.
  - Rozluźnij się - poradził, a ja posłuchałem. - To twój pierwszy raz, nie? - zapytał. Pokiwałem szybko głową, rumieniąc się trochę. To krępujące mówić takie rzeczy, ale no bez przesady, za chwilę będziemy ze sobą uprawiali seks! Tu chyba nie ma miejsca na kłopotanie się czymś takim! Ale gdzieś z tyłu mojego mózgu pojawiła się myśl, że musiał już wcześniej robił to z facetami, bo wie, jak ma się zachować. Poczułem się trochę zazdrosny, ale bezpodstawnie, nawet ja to wiedziałem.
   Nagle jego palec we mnie wszedł. Zabolało, nawet bardzo, ale nie dałem tego po sobie poznać. Pragnąłem go. Pragnąłem go w sobie. Pragnąłem, żeby się ze mną połączył... Nawet, jeśli to były tylko durne dyrdymały, to czułem, że jeśli mnie wypełni, to w pewnym sensie będę należeć tylko do niego. Zachowałem się jak szalenie zakochana dziewczyna, ale po części tak się czułem. Bo byłem po uszy zakochany w Shiro. I nie było już dla mnie ratunku.
   Gdy dołożył drugi palec, myślałem, że moja dupa zaraz wybuchnie.
   - Jesteś... taki ciasny... - stęknął tylko. To tak... cholernie bolało. Nie chciałem mu tego pokazywać, ale niechciane łzy same pociekły po policzkach. Spojrzał na mnie z troską w oczach.
   - Może... może my nie powinniśmy... - zawahał się i chciał cofnąć rękę, ale przeszkodziłem mu.
   - Nie... wszystko jest okej... Chcę cię w sobie. Proszę - wyszeptałem. Jęknął, a potem włożył we mnie trzeci palec.
   - Naoki... jeśli to boli, nie musisz się zmuszać - powiedział to z takim cierpieniem, jakby czuł to, co ja w tamtej chwili.
   - Powiedziałem, że chcę cię w sobie. - warknąłem. Zamknął oczy i zaczął nimi poruszać, lecz tym razem posłuchał mnie i nie przerywał. Objąłem go za szyję i przylgnąłem do niego zaciskając zęby. Ja naprawdę tego chciałem. A ten cholerny ból we wszystkim przeszkadzał. Po około minucie powoli zacząłem się przyzwyczajać. Ale to były tylko palce. Więc jak bardzo będzie bolało z jego penisem?
   - Shiro... już możesz... nie mogę dłużej czekać... - jęknąłem i przyciągnąłem go do pocałunku. Oddał go, ale niepewnie. Przyłożył swoją męskość do mojego wejścia. Cały czas się wahał.
   - Naoki... - zaczął, ale mu przerwałem.
   - Do jasnej cholery, powiedziałem ci coś! Chcę, żebyś mnie pieprzył - powiedziałem, całkiem poważnie. A on pchnął.
   Krzyknąłem, a w moich oczach automatycznie pojawiły się łzy.
   - Przepraszam, ale nie mogę już dłużej. - założył sobie moje nogi na ramionach i znów pchnął. Robił to coraz szybciej i mocniej. Sam się na niego nabijałem, jęcząc i wijąc się pod nim. Chyba krew leciała mi po pośladkach, ale mało mnie to obchodziło. Możliwe nawet, że byłem masochistą, ale to mi się podobało.
   Aż nagle Shiro zrobił coś, co sprawiło, że poczułem ogromną przyjemność. Prawie krzyknąłem z rozkoszy.
   - Shi-shiro...! Tak, ta...tam! - już nie zważałem po prostu na nic. Chciałem znów doświadczyć tego uczucia. Szatyn znów musnął ten punkt, a ja gwałtownie doszedłem.
   - Naoki... ja zaraz... - stęknął, po czym moje wnętrze wypełniła sperma chłopaka. Zamknął oczy i trwał tak chwilę, po czym wysunął się. Bolało nawet bardziej, niż we mnie był. Zamknąłem odruchowo oczy i wtuliłem się w szatyna, który położył się obok i objął mnie w pasie.
   - Przepraszam, Naoki - mruknął. Pogłaskałem go po głowie, a więcej już nie pamiętałem. Oczy same mi się zamykały, a potem otoczyła mnie już tylko ciemność i słodki zapach cytryny.
---------------------------------------
Witam :>
Zanim mnie znienawidzicie za to, że tak "skrzywdziłam" Naokiego, powiem, tyle: pierwsze razy nie muszą być idealne, prawda? :>